Robotnicy! Robotnice!
Zapowiedź komedii niepodległościowej stała się faktem. Namiestnik rządu krwawego kajzera ogłasza wam radosną nowinę, że będziecie „niepodlegli”.
„Niepodległością” nas darzą katy ludu polskiego, rządy okupacyjne niemieckie i austriackie. One, które z własnych ludów potoki krwi wytoczyły, nam wolność niosą! Po roku okupacji w Warszawie, po dwóch latach okupacji w Łodzi i Zagłębiu, po tym nieskończonym okresie jawnej grabieży, przymusowego bezrobocia, epidemii, śmierci głodowej – te same katy niosą nam „wolność”, „niepodległość”. […]
Robotnicy! Robotnice! [...]
Lud roboczy niczego nie oczekuje od wojny, od krwawej orgii imperialistycznej; ani zniesienia ucisku narodowego, ani zaspokojenia żądań klasowych. Socjalizm – oto nasz cel jedyny, jedyny cel tych wszystkich oddziałów Międzynarodówki robotniczej, które zaczynają budzić się do walki z wojną.
Robotnicy! W chwili, gdy masy proletariackie innych krajów zrywać zaczynają ze zdradą socjalpatriotyczną, gdy powstają do walki z pożogą wojenną, czyż sądzą podszczuwacze, że Wy się dacie złudzić? […]
Daremne zachody szalbierzy burżuazyjnych i socjalistycznych! Wy, Robotnicy, im otumanić się nie dacie!
Robotnicy! Skupiajcie się w szeregi, bo zbliża się czas straszliwego rozstrzygnięcia. Nadchodzi chwila wyboru – czy dla interesów kapitału ginąć, czy dla własnych interesów klasowych.
Do naszych szeregów, kto chce dla własnej walczyć sprawy! Do nas, pod sztandar międzynarodowej walki klasowej proletariatu.
Pod sztandar Socjaldemokracji!
Precz z wojną! Precz z kapitalizmem!
Walka nieubłagana szalbierzom „niepodległości”!
Precz z niecną nagonką wojenną!
Precz z armią polską! Precz z hasłami zdziczenia i krwi rozlewu!
Niech żyje międzynarodowa solidarność proletariatu!
Niech żyje socjalizm!
Warszawa, 6 listopada
Polska w latach 1864-1918. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, pod red. Adama Galosa, Warszawa 1987.
Życie jest tak złożone, tyle przynosi zmian, wrażeń, tak nieraz nasze uniesienia ludzie albo wypadki nagle zmrożą, jak pełnia szczęścia skurczy się bolem lub smutkiem dojmującym…, że naprawdę żadne dziś nie jest podobne do wczoraj, ani nawet godzina do godziny. […] Pamiętam i nigdy nie zapomnę, jak już 3-go wieczorem, po jakimś małym posiedzeniu naszym wszedł do Ligi pan Tomicki i powiedział: „Jutro będzie ogłoszony manifest cesarzy uznający Królestwo wolną i niepodległą Polską”. Pani Mościcka stała najbliżej, rzuciłam się jej na piersi i rozpłakałam się z radości – o! takimi łzami nie płakałam jeszcze nigdy w życiu – taka chwila jest jedyną a wielkość jej równa chyba tylko chwilom mistycznego zachwytu. Na razie nie zdawałam sobie sprawy z tego, że to dopiero, że to dopiero część naszych pragnień i dążeń, że tyle Polski jeszcze zostaje w niewoli, a i ta wolność częściowa jeszcze nie urzeczywistniona…
Chodziłam odtąd jak zaczarowana, jak w ciągłej ekstazie. Nazajutrz od rana (4-go, sobota) robienie biało-aramantowych kokardek – niesłychane mnóstwo się ich narobiło […]. Na koniec po pół do dziesiątej ktoś wpadł z oznajmieniem, że Prezes nasz idzie – „już jest na robotach!”. Serce uderzyło jak młot. Za chwilę byłyśmy w sali posiedzeń i panów bardzo wielu – Laskownicki, niezmiernie wzruszony, uroczyście, dobitnie odczytał manifest. Stałyśmy, a mnie prędko ktoś podsunął krzesło i rękę podał, tak okropnie zbladłam. Po odczytaniu L[askownicki] przemówił. Mówił przepięknie, serdecznie, mocno, płomiennie, z ogólną myślą, z najszlachetniejszymi uczuciami Polaka. Utkwiło mi szczególnie w duszy to, że my tu w Galicji powinniśmy stłumić ból i żal z powodu, że nie jesteśmy jeszcze wolni, a cieszyć się gorąco, że są nimi bracia nasi w Królestwie, że Gal[icja] miała być polskim Piemontem, tak się długo zdawało, a teraz staje się nim Królestwo – że to pierwszy krok, podwaliny, a gmach wolności naszej stanie cały i wielki z pewnością.
Lwów, Galicja Wschodnia, 3–26 listopada
Zofia Romanowiczówna, Dziennik lwowski 1842–1930, t. 2, 1888–1930, Warszawa 2005.
Przejęci niezłomną ufnością w ostateczne zwycięstwo ich broni i życzeniem powodowani, by ziemie polskie, przez waleczne ich wojska ciężkimi ofiarami panowaniu rosyjskiemu wydarte, do szczęśliwej wywieść przyszłości, Jego Cesarska i Królewska Mość Cesarz Austrii i Apostolski Król Węgier oraz Jego cesarska Mość Cesarz Niemiecki ułożyli się, by z ziem tych utworzyć państwo samodzielne z dziedziczną monarchią i konstytucyjnym ustrojem. Dokładniejsze oznaczenie granic zastrzega się. Nowe Królestwo znajdzie w łączności z obu sprzymierzonymi mocarstwami rękojmię, potrzebną do swobodnego sił swych rozwoju. We własnej armii nadal żyć będą pełne sławy tradycje wojsk polskich dawniejszych czasów i pamięć walecznych polskich towarzyszy broni we wielkiej obecnie wojnie. Jej organizacja, wykształcenie i kierownictwo uregulowane będą we wspólnym porozumieniu.
Sprzymierzeni monarchowie, biorąc należyty wzgląd na ogólne warunki polityczne Europy, jako też na dobro i bezpieczeństwo własnych krajów i ludów, żywią niepłonną nadzieję, że obecnie spełnią się życzenia państwowego i narodowego rozwoju Królestwa Polskiego.
Wielkie zaś, od zachodu z Królestwem Polskim sąsiadujące, mocarstwa z radością ujrzą u swych granic wschodnich wskrzeszenie i rozkwit wolnego, szczęśliwego i własnym narodowym życiem cieszącego się państwa.
Z najwyższego Rozkazu Jego Cesarskiej i Królewskiej Mości, Cesarza Austrii i Apostolskiego Króla Węgier.
[Hans] Beseler
Warszawa, 5 listopada
[Karl] Kuk
Lublin, 5 listopada
Polska w latach 1864-1918. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, pod red. Adama Galosa, Warszawa 1987.
To było wczoraj. O! dniu promienny i płomienny! dniu niezapomniany, raczej nie do zapomnienia, najpiękniejszy dniu mojego życia! Och poranku, od wiosny mej o Tobie marzyłam, pragnęłam Ciebie – nie powiem: wyglądałam… ja nie śmiałam pomyśleć, że to się stanie za moich dni, że moje oczy będą oglądać słońce wybawienia. Raz tylko jeden, jedyny, miałam taki sen. Byłam wtedy bardzo młodziutką, może 15-letnią… Pamiętam dotąd, że zbudziłam się z mocnym biciem serca i uczuciem szczęścia, które mi piersi rozpierało. A teraz, to rzeczywistość! I teraz serce mi wciąż mocno bije – dziw, że nie pęka – i szczęście czuję niewymowne. O! Boże, Boże, czym ja na to zasłużyłam?...
Lwów, Galicja Wschodnia, 5–6 listopada
Zofia Romanowiczówna, Dziennik lwowski 1842–1930, t. 2, 1888–1930, Warszawa 2005.
Austria i Niemcy wydały piątego listopada manifest do Polski, w którym przyznają Królestwu samodzielność, z rządem konstytucyjnym i królem polskim na czele (królem dynastii niemieckiej). Austria zachowuje Galicję, nadaje jej tylko szerszą autonomię. O Wielkopolsce w manifeście nie ma ani słowa.
Polacy zdają sobie doskonale sprawę, że Niemcy zdobyły się na ten krok tylko dlatego, że mogą wyciągnąć z niego korzyść dla siebie. Zresztą nie ukrywają nawet swoich zamiarów: stworzenia nowych kadr wojskowych w Królestwie, żeby wzmocnić świeżymi siłami swoją topniejącą armię. Rzucają Polakom hasło: „Razem z Zachodem, z centralną Europą, przeciw Wschodowi — Rosji!”.
Wszystkie miasta Królestwa i Galicji obchodzą uroczyście ten „historyczny” dzień. Miasto jest udekorowane i oświetlone. Zamiast jednak radości czuje się raczej niepewność, zdumienie, rozlegają się trwożne pytania: Co będzie? Czy wyjdzie to na korzyść narodowi? Niektórzy uważają, że wszystkie manifestacje i oznaki radości są przedwczesne i zbyteczne i że nastąpią po nich jeszcze cięższe rozczarowania.
Lwów, 10 listopada
Maria Kasprowiczowa, Dziennik, Warszawa 1968.